Woblery na trocie, pstrągi i brzany - polskie przynęty hand made - ręcznie malowane (zdjęcia poglądowe, kolor przynęty może się różnić)
Mistrz Małysz radzi: Od najmłodszych lat, gdy tylko rozpocząłem swoją przygodę ze spinningiem, zaraz po okresie fascynacji szczupakiem, narodziła się we mnie pasja łowienia ryb łososiowatych. Pasja ta nie opuszcza mnie do dzisiaj. Początkowo, z racji tego, że mieszkałem na Roztoczu, głównym celem moich wypraw były zamieszkujące tamtejsze rzeki pstrągi. Później, jak każdy chyba pstrągarz, zapragnąłem złowić troć wędrowną. Dla kilkunastoletniego wędkarza z południa Polski nie było to zadanie łatwe, ale udało się.
Swoją pierwszą troć złowiłem w 1988 roku, czyli już prawie 18 lat temu (ale ten czas leci!), od tamtej pory przeżyłem wiele wspaniałych chwil i równie dużo rozczarowań. Jednak ten czas na pewno nie poszedł na marne. Każdy dzień nad wodą przynosi nowe doświadczenia, a dla kogoś produkującego przynęty doświadczenia te są wprost bezcenne. Rozmowy z miejscowymi wędkarzami, podpatrywanie ich techniki łowienia, sprzętu i przede wszystkim przynęt pozwoliło mi na dopracowanie własnych wzorów, na które z powodzeniem łowię tak wspaniałe ryby jak trocie. I to nie tylko w polskich
rze...
Mistrz Małysz radzi: Od najmłodszych lat, gdy tylko rozpocząłem swoją przygodę ze spinningiem, zaraz po okresie fascynacji szczupakiem, narodziła się we mnie pasja łowienia ryb łososiowatych. Pasja ta nie opuszcza mnie do dzisiaj. Początkowo, z racji tego, że mieszkałem na Roztoczu, głównym celem moich wypraw były zamieszkujące tamtejsze rzeki pstrągi. Później, jak każdy chyba pstrągarz, zapragnąłem złowić troć wędrowną. Dla kilkunastoletniego wędkarza z południa Polski nie było to zadanie łatwe, ale udało się.
Swoją pierwszą troć złowiłem w 1988 roku, czyli już prawie 18 lat temu (ale ten czas leci!), od tamtej pory przeżyłem wiele wspaniałych chwil i równie dużo rozczarowań. Jednak ten czas na pewno nie poszedł na marne. Każdy dzień nad wodą przynosi nowe doświadczenia, a dla kogoś produkującego przynęty doświadczenia te są wprost bezcenne. Rozmowy z miejscowymi wędkarzami, podpatrywanie ich techniki łowienia, sprzętu i przede wszystkim przynęt pozwoliło mi na dopracowanie własnych wzorów, na które z powodzeniem łowię tak wspaniałe ryby jak trocie. I to nie tylko w polskich
rzekach.
Moimi ulubionymi woblerami na pomorskie rzeki są Invader, o których pisałem już wiele razy, oraz mniej popularny ale nie mniej łowne są Woblery Scout (dawniej znany jako Storm). Pomysł na skonstruowanie tego woblera zrodził się właśnie nad Parsętą, gdy na jednym z leśnych odcinków w okolicy Rościęcina Invader nurkował mi zbyt głęboko, Stick pracował zbyt słabo, natomiast Alaska mieszała za mocno. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję woblera, który będzie czymś pośrednim między tymi przynętami. I tak powstał wobler Dorado SCOUT, wobler typowo rzeczny, mocno trzymający się nurtu, o wyraźnej, ale nie przesadnie zwariowanej akcji i na tyle masywny, by można nim było bez trudu rzucać w trudnych warunkach mocnym, trociowym sprzętem. Czyli coś pośredniego między Invaderem, Stickiem i Alaską. Już pierwsze testy, przeprowadzone rok później nad tą samą Parsętą potwierdziły trafność decyzji. W wielu miejscach wobler Scout sprawował się nawet lepiej niż mój ulubiony Invader.
Myślę, że trocie także były do niego przychylnie nastawione, bo już pierwszego dnia dwie z nich postanowiły wypróbować jego smak. Zachęcony sukcesem postanowiłem rozszerzyć rodzinę SCOUTA o mniejszy model, który byłby chętnie zjadany przez pstrągi i inne rzeczne rybki, jak np. brzany. Tak więc obecnie rodzina SCOUTÓW liczy sobie dwie wielkości 4 i 6 cm. W rzekach w których łowię najczęściej, czyli w Sanie, Wisłoce i Wisłoku sprawdza się znakomicie, ale nie tylko tutaj. W ostatnim sezonie doskonale reagowały na niego pstrągi z rzek Roztocza. Miałem też informacje od zaprzyjaźnionych wędkarzy, że na 6cm model doskonale biorą sandacze i szczupaki w Narwi. Mam nadzieję, że wielu z Was w nadchodzącym sezonie wypróbuje i polubi ten niepozorny ale naprawdę łowny, zwłaszcza w rzekach woblerek. On w zamian na pewno odwdzięczy się niejedną wspaniałą zdobyczą.
Dorado
Polskie Woblery Dorado. Firma powstała w 1997 roku, a jej założycielami byli Wiera Jankowska i Darek Małysz. Konstruktorem i pomysłodawcą wszystkich produkowanych do dziś woblerów jest Darek. Jego pasja wędkarska nie zna żadnych granic, a zamiłowanie do tworzenia wszelkiego rodzaju sztucznych przynęt sięga najmłodszych lat. Swego pierwszego woblera zrobił mając 8 lat! Czyli ćwierć wieku temu. Od tamtej pory z jego ręki wyszła niezliczona ilość woblerów, z których najlepsze i najbardziej łowne stanowią obecną ofertę firmy Dorado. Wiele z woblerów nadal jest ręcznie malowana.
Każdy wie, że aby robić łowne woblery (podobnie jak inne przynęty) trzeba przede wszystkim łowić ryby, tutaj nie pomoże najlepsza nawet wiedza teoretyczna. Darek swoje umiejętności wędkarskie udowodnił wielokrotnie podczas zawodów spinningowych, np. zdobywając tytuł Spinningowego Vice Mistrza Polski i wygrywając lub zajmując czołowe miejsca w Ogólnopolskich Zawodach Spinningowych z cyklu Grand Prix. Ogromną ilość swej wędkarskiej wiedzy zdobył też dzięki wspólnym wyprawom na ryby z najlepszymi polskimi wędkarzami, dzięki ich sugestiom produkty są dostosowane do różnych łowisk i gustów wędkarzy. Każdy wobler Dorado jest jest poddawany testom, a najważniejsze jest aby miał nienaganną pracę. Robią to wytrawni wędkarze, wiedzący jak powinna pracować przynęta aby skusić rybę.
A przy tym jedno pozostaje niezmienne: staramy się, aby nasze woblery Dorado możliwie wiernie naśladowały swe naturalne pierwowzory.
Hubert G.